Monument Valley odwiedzamy dwa razy w przeciągu paru dni. Za każdym razem zastajemy inny spektakl kolorów i nastrojów. Pierwsza odsłona jest jak z obrazów Dalego – ceglastoczerwone „monumenty” oświetla delikatne popołudniowe światło. Przypomina to trochę nastrojem Boliwię – do której już trochę tęsknimy :-).
Za drugim razem jedziemy do Monument Valley przez sąsiednią dolinę Valley of the Gods. Zupełne pustkowia, to są miejsca spoza turystycznych map, więc nikt tu nie przyjeżdża, zwłaszcza o tej porze roku. A jest pięknie. To takie bardziej odludne i mniej obfotografowane wydanie Monument Valley, bez biletów wstępu, bez bazy turystycznej...
Za drugim razem Monument Valley przyprószył śnieg...
PS. To na tej drodze Forrest Gump postanowił wracać do domu, bo był zmęczony. Odruchowo oglądamy się aby sprawdzić, czy za nami czasem nikt nie biegnie... :-) Też w którymś momencie poczujemy pewnie to samo i powiemy sobie: „dość – wracamy do domu”, ale na razie jeszcze trochę popodróżujemy :). Każdy dzień przynosi tyle nowego...
PS2. Jeszcze nie mamy takich długich włosów jak Forrest. Grześ nawet niedawno zgolił brodę :). Poddaliśmy się też obydwoje postrzyżynom.
czwartek, 10 grudnia 2009
Dni 193 i 198 - Monument Valley/Valley of the gods
Labels:
Monument Valley,
Valley of the gods
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Basienko, gdziekolwiek jestes, pijemy Twoje zdrowko!!!!! Wszystkiego dobrego z okazji Urodzin!
wlasnie wrocilam z kina, z przepieknego filmu, Alamar, o zyciu na mexykanskiej wyspie Banco Chinchorro...miejsce zapierajace dech w piesiach. Pomyslam o Was, ze mozecie na to wszystko patrzec swoimi oczami ;-)
Buziaki od rodzinki holenderskich serow ;-)
ślicznie dziękuję, Wy to macie dobrą pamięć... ;-)
na Banco Chinchorro wprawdzie nie byliśmy, ale już wkrótce krótka relacja z Wyspy Wielkanocnej. Buziaki. BiG
Prześlij komentarz