poniedziałek, 21 września 2009
Dni 112-117 - Laos. Luang Prabang, dawna stolica krolestwa...
miasto swiatyn
fresk swiatynny
mnisi buddyjscy stanowia wysoki odsetek mieszkancow
entomolozka
Luang Prabang to wytchnienie w podrozy. Przepieknie polozone miasteczko, spokojne, zwlaszcza teraz, poza sezonem turystycznym. Magiczne sa tu szczegolnie poranki, kiedy ulicami bezszelestnie suna jeden za drugim bosonodzy mnisi zbierajac jalmuzne. Rano, przed szosta, mieszkancy klekaja wzdluz drogi z gotowanym na parze ryzem, ktory rekami nakladaja do niesionych przez mnichow naczyn.
po rzece Mekong plywaja smukle lodki rybakow
zachody slonca sa jak wieczorne spektakle
Poranki i wieczory to jedyny czas, kiedy mozna normalnie funkcjonowac. W ciagu dnia jest bardzo goraco, wprost nie do wytrzymania. Uciekamy przed upalem do pobliskich wodospadow. Pozyczamy motor, zeby byc niezalezni od publicznego transportu. Probujemy tez pojezdzic troche na rowerach, ten srodek transportu jednak jak dla nas dosc slabo sprawdza sie w tym klimacie. Jedyne parenascie kilometrow w jedna strone, ale w piekacym sloncu i po gorach, okazuje sie byc wielka wyprawa. Po pierwszych siedmiu kilometrach padam w cieniu bambusowej chatki i nawet nie mam sily sie kapac; spie chyba ze dwie godziny, majac nadzieje ze "odespie" straszliwy bol glowy. Grzes wloczy sie sam po okolicy. Jedziemy dalej, kolejne kilometry pod gore, czuje ze chyba mam udar sloneczny. Pod wieczor wracamy do Luang Prabang zupelnie wykonczeni. Mam 38.8 goraczki i trzese sie z zimna. Probuje zasnac zawinieta w spiwor i dwa koce. Nie wlaczamy wentylatora, bo tak mi potwornie zimno, wiec Grzes meczy sie calutka noc w upale. Jeszcze jeden dzien choruje, nie mam ani apetytu ani sily zeby jesc. Na trzeci dzien wszystko wraca do normy. Niestety stracilismy cenny czas i nie mozemy plynac lodka po Mekongu do nastepnego celu jak planowalismy (potrzebne dwa dni). Decydujemy sie na szybsza, autobusowa podroz.
Labels:
Luang Prabang
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Oj, to moze byc malaria :(
p**rdzielisz
Prześlij komentarz