Z powrotem w UB, po 10-godzinnej jezdzie po mongolskiej drodze. Wrazenie bardziej przypominajace prace z mlotem pneumatycznym niz jazde autobusem. Marzymy o goracym prysznicu. Po trzech godzinach szukania znajdujemy wydawaloby sie nowoczesny, porzadny hotel z malym, eleganckim barem, pelnym mlodych, modnie ubranych ludzi. Cena dla cudzoziemcow pare razy wyzsza i wcale sie z tym nie kryja, no ale przeciez zasluzylismy na odrobine luksusu. Sniadanie wliczone w cene - usmiechnieta panna na recepcji, nie ma sie do czego przyczepic.
Po pieciu minutach walenie w drzwi:
- a kiedy opuszczacie hotel?
- no ale my dopiero przyjechalismy! Jutro.
- to dobrze.
Za nastepne pare minut znowu pukanie do drzwi:
- o ktorej jutro wyjezdzacie?
Juz teraz troche podirytowani pytamy - A kiedy chcecie, zebysmy wyjechali?
- no tak przed dwunasta.
- O.K.
Za nastepne pare minut znowu pukanie do drzwi:
- nasz kucharz zachorowal, wiec sniadania jutro nie bedzie.
No i coz mamy powiedziec. W kazdym innym kraju znalezliby zastepstwo, ale tu Mongolia...
Teraz to juz tylko marzymy o tym goracym prysznicu... i zeby przestali nas odwiedzac. Pal licho sniadanie.
Ciagniemy losy kto pierwszy na polgodzinne odmakanie - pada na Grzeska. Z zazdroscia bucham sie na lozko, wlaczam telewizor i oddaje sie ogladaniu zapasow po rosyjsku. Z blogiego letargu wyrywa mnie:
- K**wa, nie wierze! Nie ma cieplej wody....
No coz - nie takie rzeczy juz przezylismy. Po mrozacym krew w zylach (doslownie) prysznicu zasuwamy na kolacje i przypadkowo zalapujemy sie na koncert, jak sie pozniej okazuje najslynniejszej mongolskiej kapeli folk/punkrockowej Altan Urag. Graja na tradycyjnych mongolskich instrumentach smyczkowych morin khuur, a brzmia jakby wymiatali heavy metal na gitarach J dla zainteresowanych: http://www.myspace.com/altanurag
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz