Rano wizyta na nieszczesnym mostku na 41. pietrze Petronas Towers. Potem pedem po plecaki i na dworzec autobusowy - jedziemy do Jerantut i parku narodowego Taman Negara (w jezyku malajskim oznacza to... "Park Narodowy" :-) ).
Dworzec autobusowy znow okazuje sie dla nas malo laskawy - dowiadujemy sie, ze nasz autobus jedzie z dworca Peteling na drugim koncu miasta. Przynajmniej tym razem udaje sie nam znalezc stacje kolejki.
Wieczor spedzony na walce z komarami. Chyba mamy psychoze, bo wszyscy mowia, ze nie ma malarii w Malezji. Zreszta nawet komarow nie ma, jakies dwa na krzyz. Niemniej na kolacje idziemy w bransoletkach antykomarowych, dlugich rekawach i dlugich nogawkach oraz cali wysmarowani komarozolem ze mucha nie siada (doslownie).
Predko zdejmujemy te koszule, oj predko... Nawet poznym wieczorem temperatura powietrza to jakies 30°C.
środa, 3 czerwca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz